Obserwatorzy

wtorek, 3 września 2019

Podsumowanie najlepszych wakacji w życiu


Tygodniowa wyprawa na Chorwację okazała się bardzo ciekawym doświadczeniem i przyniosła mi naprawdę mnóstwo frajdy ;D

Była to moja pierwsza wycieczka po pięknych skalistych wybrzeżach i kamiennych plażach.

Największą atrakcją była dla mnie podmorska podróż w poszukiwaniu rybek oraz innych form przyrody.

Niestety muszelek nie udało mi się uzbierać, ale może słabo szukałem ;D







Mimo, że wycieczka była przemyślana dość nieszablonowo, czyli żadna atrakcja nie była przydzielona do dniu pobytu, udało nam się wszystkie cele zrealizować.

Podróżowałem samochodem wraz ze starszym kuzynem, który zabrał także swoją siedmiomiesięczną córeczkę. Ania była maskotką całej wycieczki ;D Co ciekawe to nie ona przysporzyła nam największych problemów podczas jazdy.

Największym kłopotem okazało się zmęczenie kierowców, ponieważ jazda przez 1000 km nie jest ani do końca bezpieczna, ani dobra dla komfortu kierującego.

Mój kuzyn zmienił się wraz z żoną, jednak kierowca drugiego samochodu - Szwagier postanowił samodzielnie przebrnąć tą niebagatelną trasę, co było niesamowicie dla niego wyczerpujące. Z tego też powodu dzień od razu po przybyciu poświęciliśmy na wypoczynek i zbieranie siły na zwiedzanie malowniczej Chorwacji.




DZIEŃ 1.
Poświęciliśmy go, na regenerację po podróży. Tak naprawdę nie tylko kierowcy byli zmęczeni - każdy potrzebował chwili relaksu. Poszliśmy też na 'pobliską' plażę, od której dzielił nas tylko kilometr.
Okazało się, że wszystkie ulice są tu położone niezwykle wysoko względem morza, przez co powrót pod górkę do naszego mieszkania okazał się dla wszystkich dużą udręką. Ja tam widziałem w tym pozytyw w postaci spalonych kalorii, ale nie każdemu chce się tyle męczyć, szczególnie z wózkiem ;]


DZIEŃ 2.
Następną dobę poświęciliśmy na poznanie miejscowej plaży oraz podróż samochodem na wyspę Krk, a dokładniej do miejscowości Baśka. Plaża była tam z pewnością bardziej turystyczna, od naszego miejsca pobytu, ale niczym szczególnym mnie nie ujęła. Wróciliśmy więc nad swoją plażę, gdzie spędziliśmy ostatnie godziny wieczorne pływając w słonych wodach adriatyku.


DZIEŃ 3.
Ten dzień spędziliśmy głównie włócząc się po plaży i po miejscowych knajpach. Znaleźliśmy bardzo przytulną miejscówkę na trawniku blisko plaży, do której powracaliśmy w następnych dniach. Wieczorem poszliśmy wcześnie spać, aby być wypoczętym na jutrzejszą podróż.

DZIEŃ 4.
Od 6;00 rozpoczęliśmy naszą drogę do Wenecji. Wyjazd w jedną stronę trwał około 4 godziny, ale Ania dzielnie zniosła trudy takiej podróży. Po dotarciu na miejsce byliśmy oszołomieni komunikacją w tym mieście. Istniał tu tylko ruch morski. Musieliśmy pozostawić nasze samochody w dość dużej odległości od miejsca, z którego zaczęliśmy zwiedzanie. Pierwszą atrakcją było przepłynięcie tramwajem wodnym, co było ekstra przeżyciem. Co prawda nie poszliśmy na podróż gondolą, ale samą wycieczkę zapamiętam bardzo dobrze. Poruszanie się po wąskich ulicach Wenecji ma swój urok. Wszędzie pełno mostów. Natrzaskaliśmy masę zdjęć, więc na pewno będzie co oglądać. Już w tej chwili zaczynam montować film z naszego wypadu, może coś konkretnego z tego wyjdzie. 
W drodze powrotnej stanęliśmy zakosztować włoskiej pizzy. Była pyszna, ale też zawsze chciałem zjeść włoską pizzę bezpośrednio we Włoszech. Marzenie spełnione ;D 

DZIEŃ 5.
Od samego rana leniuchowaliśmy jeszcze po ciężkiej wczorajszej podróży. Bilety na Jeziora Plitwickie zamówiliśmy online, ponieważ przyjeżdżając na miejsce jest wysokie prawdopodobieństwo, że braknie miejsc. Kupiliśmy wejściówki po godzinie 16;00, bo były dużo tańsze, a wraz z dzieckiem nie mieliśmy możliwości na długie spacerowanie.
Niestety zabranie Ani do tego pięknego miejsca nie było dobrym pomysłem. Trasa w ogóle nie była przystosowana do wózka, którego mieliśmy zamiar użyć. Później przyszedł pomysł, że będziemy dzidziusia brać po kolei na rękach, jednak para ostatecznie zrezygnowała. Okazało się to dobrym rozwiązaniem, bo podróż po krainie malowniczych jezior wcale nie była bezpieczna.
Przejścia wąskimi trasami między jeziorami, bez jakiejkolwiek barierki wydawają mi się totalnie niedorzeczne. Nie wspominając o podejściach gdzie jedno podwinięcie nogi mogło spowodować upadek z wysokości, po której z pewnością trzebaby było wzywać karetkę.
Dobra koniec narzekania ;D Czas opowiedzieć o tych pozytywnych stronach.
Byliśmy na trasie E, która zakładała 2h podróży, przepłynięcie łódką oraz powrót busem w okolicach początku trasy. Zdjęć i filmików natrzaskaliśmy dość sporo, ale to też ze względu na piękno widoków wokół nas. Malownicze wodospady i krystaliczne jeziora, z których bił blask świecącego słońca na długo pozostaną w mojej pamięci. Na pewno było warto tutaj przyjechać. Szkoda tylko, że nie wszyscy nasi kompani mieli taką możliwość. No ale najważniejszy punkt - czyli Wenecję, zobaczyli czyli na pewno nie będą zawiedzeni ;D

DZIEŃ 6.
Tego dnia bezwstydnie powiem, że relaksowaliśmy się przy dużej dawce napojów alkoholowych ;D
Kierowcy musieli trochę odreagować podróże i do końca naszego pobytu już nigdzie się nie ruszaliśmy prócz pobliskiego Lidla. Ten sklep, wraz z chorwackim Konzumem stanowiły nasze punkty spożywcze przez całe nasze wakacje. Ceny były trochę wyższe niż w Polsce - szczególnie mięso, ale jednak Kuna to nie Euro, więc i tak na sklepy spożywcze nie wydaliśmy dużo gotówki.

DZIEŃ 7.
W naszym ostatnim dniu nad Adriatykiem plażowaliśmy i wygrzewaliśmy się po raz ostatni w Chorwackim Słońcu. Każdy z nas przyniósł trochę ciemniejszą opaleniznę, co z pewnością cieszy. Prócz leżakowania, spędziliśmy też dużo czasu w wodzie i ostatecznie musieliśmy pożegnać się z pięknym morzem, do którego będzie nam mam nadzieję dane wrócić. Wakacje były piękne i na pewno dostarczą nam masę wspomnień. Koniec końców o 22:00 mieliśmy mało wrażeń i poszliśmy "na miasto" dostarczyć sobie więcej rozrywki. Szkoda, że dopiero w szóstym dniu odkryliśmy jak Novi Vinodolski żyje nocą. Zupełnie jak Wrocław :D Przechadzka była bardzo udana i o 1:00 położyliśmy się spać.

DZIEŃ 8.
Powrót do domu rozpoczęliśmy o godzinie 3;00. Jak zwykle dziecko nie sprawiało większych problemów, toteż wszystkie granice udało nam się dosyć szybko przeskoczyć. Trochę pogubiliśmy się na trasie, co skutkowało dodatkowymi kilometrami do przebycia. Najgorzej było wytrzymać kierowcom, bo Szwagier jechał około 16 godzin - oczywiście z przerwami. Najdłuższa wyszła nam na polskiego McDonalda i był to chyba najprzyjemniejszy punkt powrotny wycieczki. Na parkingu spotkaliśmy też zagranicznego handlarza, który wciskał nam noże warte 109 euro za cenę 130zł. Ostatecznie zszedł do dwóch dych, ale na dychę nie chciał się zgodzić :D Jak my mogliśmy zaprzepaścić taką okazję :D
Koniec wycieczki zamknęliśmy u mojego kuzyna na poczęstunku i opowieściach o naszych wakacjach.




Było super i za rok wybierzemy się pewni w inne, ale równie ciekawe miejsce, aby poznać różnorodne kultury kontynentu europejskiego. Póki co trzeba przygotować się na szkołę, która dla niektórych już się rozpoczęła. 

P.S. Jeszcze jedna wycieczka przede mną w dniach 28-29 września do Karpacza. Jedziemy pobyć  trochę ze znajomymi, ale również mamy w planach zdobycie Śnieżki. Zobaczymy jak ten weekendzik będzie wyglądał :D

Do zobaczenia,
Bye.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz